środa, 17 lipca 2019

Nowa funkcjonalność wyszukiwarki lotów Google

TL;DR Wyszukiwarka lotów Google zyskała ostatnio opcję wyszukiwania lotów z kilku miast jednocześnie. Jest to bardzo przydatna funkcjonalność jeśli zamiast konkretnego miasta chce się polecieć do danego kraju, lub po prostu jego regionu.

Jakiś czas temu przedstawiałem Wam nowe wtedy wyszukiwarki połączeń lotniczych - AZair.com oraz wchodzącą wtedy na rynek wyszukiwarkę Google. Pierwsza z nich była pisana przez i dla nisko-kosztowych freaków. Twórcy znali więc niekiedy dziwaczne potrzeby takich osób i - trzeba przyznać - całkiem celnie je zaspokajali. Google wynikami wyszukiwania celował bardziej w klientelę biznesową, potrzebującą polecieć na trasie A-B-A, tą samą linią lotniczą lub wewnątrz aliansu.

Gdy kilka tygodni temu studiowałem opcje dolotu do i po Ameryce Południowej, natrafiłem jednak na nowe funkcjonalności. Pierwsza z nich to opcja wyszukania lotów ze wskazanego lotniska do wybranego kraju. Przykładowo gdy wpisałem że chcę lecieć z Limy do Ekwadoru, wyświetlała mi się mapa z zaznaczonymi ekwadorskimi lotniskami, oraz cenami na dany dzień lotu. Oczywiście wciąż nie było opcji przeskanowania cen na przestrzeni przykładowo jednego miesiąca, niemniej pozwoliło na rozeznanie się jakie lotniska są w danym kraju, oraz jakie mniej więcej poziomy cenowe obowiązują. Była to dla mnie kopalnia wiedzy o tym totalnie nieznanym zakątku naszej planety.

flights.google.com - propozycje lotów z Limy do Ekwadoru

Druga funkcjonalność, to piekielnie przydatna możliwość wyszukania lotów z kilku do kilku miejsc jednocześnie.  Opcja taka była pośrednio dostępna przy miastach obsługiwanych przez wiele lotnisk. Przykładowo Warszawa ze swoim lotniskiem Chopina i Modlinem, Mediolan przez Linate, Malpensę czy Bergamo, lub Buenos Aires z lotniskiem dla ruchu krajowego Jorge Newbery i międzynarodowego Ezeiza. Teraz jednak do jednego wyszukania można dodać lotniska niezwiązane z danym miastem czy regionem.

Załóżmy więc, że mieszkamy na pograniczu Górnego Śląska i Małopolski, gdzie równie blisko nam do Pyrzowic, jak też na Balice. Nie jesteśmy natomiast zdecydowani czy na tydzień chcemy lecieć do Barcelony, Palermo, Alicante czy Malagi.

flights.google.com - propozycje lotów z Katowic lub Krakowa do Barcelony, Palermo, Alicante lub Malagi

Gdy w wyszukiwarce kliknie się na miejsce wylotu/przylotu, w górnej prawej części nowej warstwy jest mały znak plusa. Kliknięcie go uruchomi możliwość dopisania nowych miast. W ten sposób możemy znaleźć odpowiedź na pytanie powyżej.

flights.google.com - przycisk umożliwiający szukanie lotów do wielu miast jednocześnie

Funkcjonalność wielu miast jest jeszcze bardziej przydatna w połączeniu z multicity. Znów podeprę się tutaj planowaniem naszej Ameryki Południowej. Wiedzieliśmy bowiem, że chcemy lecieć z Warszawy do Kolumbii (międzynarodowe połączenia są do Bogoty, Medellin i Cartageny) lub Ekwadoru (Quito lub Guayaquil). Wracać chcieliśmy natomiast z południa kontynentu do naszych rodzinnych miast - Wrocławia lub Rzeszowa. Obrazek poniżej pokazuje, że da się znaleźć nawet tak pokrętną opcję. Przeczesanie kilku dni w dal i wstecz pokazało również, że pomimo możliwości dolotów do Medellin i Cartageny, najtańsze bilety są jednak do Bogoty.

flights.google.com - propozycje lotów z wielu do wielu miast w opcji multicity

Podsumowując, polecam pobawienie się tą opcją. Znacznie przyspiesza ona proces szukania tanich biletów i sprawdza się rewelacyjnie, o ile nie jesteście przekonani co do jedynego możliwego celu swojej podróży. Nie przesadźcie tylko z ilością możliwości. Jeśli wstawicie zbyt dużo potencjalnych miejsc, nawet Google nie podoła takiemu wyszukiwaniu ;)

wtorek, 16 lipca 2019

151 dni w drodze

Przygotowania do naszego wyjazdu idą pełną parą. Dorota wczoraj i dziś pracuje zdalnie, powoli myślimy o ostatnich odwiedzinach u rodzin i pakowaniu się. Wreszcie!

Widok bloga 151 dni w drodze

Dzisiejszy wpis to tylko krótka zapowiedź. Uruchomiliśmy bowiem bloga, który ma stanowić pamiętnikowy zapis naszej podróży. Jego adres to http://151dniwdrodze.gitlab.io/blog/ Będziemy tam wrzucali pojedyncze fotki i złote myśli. Zarówno dla nas na przyszłość, jak też dla znajomych. Po prawej stronie będziemy uzupełniali kartkę z kalendarza - plan i zarazem historię naszego wyjazdu. W chwili obecnej zapełniliśmy ją do drugiej połowy sierpnia. Z powodu odległości i hopania nad Andami, po Kolumbii będziemy sporo latać. Dlatego też wiążemy się już zrobionymi rezerwacjami a co za tym idzie, ściśle się zaplanowaliśmy. Trochę włóczykijstwa będziemy mieli w Ekwadorze :-)

Równolegle do naszego pamiętnika będę się starał regularnie coś klepnąć na Tambylstwie. Zachęcam do zaglądania w moją odświeżoną mapę, na której regularnie będą dochodzić nowe kreski z lotami, ikonki zaznaczające odwiedzone punkty i podpięte do nich galerie. W zakładce Filtry możecie kliknąć na Plany, dzięki czemu mapa będzie wyświetlała tylko to, co jeszcze przed nami.

niedziela, 30 czerwca 2019

Zakup biletów lotniczych u pośredników

TL;DR Szukając najtańszych biletów lotniczych warto nie tylko znać się na ofertach poszczególnych przewoźników, ale również firm pośredniczących. Różnica w cenach za tą samą kombinację lotów może bowiem sięgać nawet 10%!

 

Dlaczego pośrednicy?

W czasach lotów nisko-kosztowych po Europie sprawa wyszukiwania tanich biletów była prosta. Wystarczyło wejść na stronę linii. Opcjonalnie na serwisy wspomagające typu Skyscanner czy AZair, aby wyszukać jakąś kombinację przesiadek. Strona przewoźnika była bowiem jedynym kanałem sprzedażowym i cena na niej była obowiązująca wszędzie.

Teraz mamy czasy, gdy granica pomiędzy przewoźnikami nisko-kosztowymi i sieciowymi nieco się zaciera. Po pierwsze tzw. tanie linie lotnicze stały się drogie. Po wtóre, kilka lat po czasach studenckich udało się wejść na taki poziom zarobków, że lepiej jest wydać trzysta złotych więcej, aby z wakacyjnym spokojem ducha lecieć przy zapewnionych przesiadkach na główne lotniska interesujących nas miejsc.

W związku z tym, do gry dochodzi całe dziedzictwo możliwości związanych z przewoźnikami sieciowymi. A te od wielu lat jako istotny kanał sprzedażowy stosują wszelkie biura podróży czy pośredniaki. Jeśli macie w domu telewizor, z pewnością kojarzycie obecne jakiś czas reklamy mówiące o różnych cenach za ten sam pokój hotelowy. Niestety, w przypadku biletów lotniczych mamy do czynienia z podobnym piekłem różnorodności ofert i kruczków.

Wyszukiwarka Google i przekierowania do kolejnych pośredników

Nad złożonością tego zagadnienia zdałem sobie sprawę podczas researchu związanego z naszą Ameryką Południową. Całkiem nieźle w tej kwestii sprawdziła się wyszukiwarka Google. Niemniej gdy znajdowała mi ona jakąś ciekawą opcję połączeń, prezentowana cena była najczęściej ofertą któregoś z pośredników.

Przykładowe wyniki wyszukania na flights.google.com

Na obrazku powyżej widzicie, bezpośrednio można przejść na stronę wyłącznie lucky2go, do Lufthansy muszę zadzwonić, a Air Canada nawet nie wie za ile chce mi te loty sprzedać. Gwoli wyjaśnienia, konieczność zadzwonienia do linii lotniczej jest w pewnym sensie zrozumiała. Rozszyfrowując bowiem numery lotów wychodzi, że z Warszawy do Bogoty lecimy przez Toronto. Co ciekawe, chociaż odcinek Warszawa - Toronto jest wykonywany na pokładzie Air Canada, to formalnie (poprzez umowę Code Share) jest sprzedawana jako lot Lufthansy. Jest to efekt szeregu umów, aliansów i innych spraw czyniących rzeczywistość bardziej skomplikowaną, ale mających nam pomóc.

Ale wracając do wątku, klikam zatem na przycisk, przechodzę na stronę pośrednika, który wyrzuca mi cenę jeszcze niższą niż wyszukiwarka Google. W sumie to fajnie :-) 

Cena wybranej kombinacji po przejściu na stronę lucky2go

Kolejna wyszukiwarka - Kayak

Coś mnie jednak podkusiło, aby sprawdzić co mi wyszuka konkurencja. Wchodzę więc przykładowo na Kayak i wpisuję dokładnie taką samą datę i kierunki lotów. Mechanizm znalazł moją kombinację ponad 150 złotych tańszą, niż pośrednik wyświetlany na Google. Co ciekawe, moja kombinacja była pod względem ceny dopiero dziewiątą dostępną. Kayak pokazał mi bowiem, że wracając przez São Paulo i Zurych (na pokładzie Argentinas Aerolineas i SWISS) jestem w stanie zaoszczędzić kolejną niemal stówkę.

Wyniki wyszukiwania lotów na kayak.pl

Pozostawmy jednak opcję szwajcarską. Kierowany wieloletnim doświadczeniem z Ryanair wolę dotrzeć do niemal końca procesu rezerwacyjnego aby zobaczyć, czy nie czeka mnie jakaś niespodzianka.

Wyższa cena biletu na gotogate.pl przy płatności kartą inną niż VISA

Przeczucie okazało się słuszne. Wspomniana cena jest już po rabacie przysługującym za płatność kartą VISA. Wszystkie pozostałe karty, jak też płatność dotpay oznacza cenę droższą o ponad stówkę. Co ciekawe, kiedyś pośrednicy po prostu dodawali jakąś kwotę przy płatności dokonywanej niepromowaną kartą. Po zabiegu marketingowym koszty jakby nie są dodawane, natomiast udzielany jest rabat ;)

Ślepy trop - szukam bezpośrednio

Pomyślałem więc sobie - może to efekt korzystania z pośrednictwa Kayaka. Wchodzę więc na stronę Gotogate. Oczywiście staram się unikać śledzenia, dlatego robię to w innej przeglądarce i korzystając z trybu incognito. Znów wyszukuję rejsy ze wskazanych lotnisk, na wybraną datę. Po chwili przecieram oczy ze zdumienia - ceny są o ponad 200 złotych droższe!

Wyniki wyszukiwania lotów bezpośrednio na stronie gotogate.pl

Nieznana dotąd kombinacja lotów na Skyscanner

Mając już kompletny mętlik w głowie, sprawdzam tą samą opcję lotów na Skyscanner. Owszem, opcja Lufthansowa, lub SWISS przez São Paulo i Zurych są w mniej więcej podobnej cenie co u konkurencji. Jednak mechanizm wyszukał mi nieznaną wcześniej kombinację - na pokładzie Turkisha, LOT i Avianci z przesiadkami w Stambule, Nowym Jorku i znów São Paulo. Przyznaję, mamy do czynienia z długimi przesiadkami (w tym w Stanach Zjednoczonych - patrz: konieczność procedury wizowej), jednak cena sumaryczna po raz pierwszy zeszła poniżej czterech tysięcy.

Opcja lotów znaleziona na stronie skyscanner.pl

Jeszcze na sam koniec sprzedam Wam info, że część osób wyszukuje oferty na szwedzkiej wersji Skyscanner. Przykład naszej daty tego nie potwierdza, ale podczas poszukiwań na naszą Amerykę Południową widziałem przypadki, na których można było oszczędzić jeszcze trzy stówki.

Niestety, chociaż żyjemy w świecie globalizacji, multi-porównywarek i szybkiego dostępu do informacji, internet nie jest w stanie udzielić nam najlepszej odpowiedzi na nasze pytania. Każda wyszukiwarka wypluwa nam inną cenę za tą samą kombinację lotów, albo z jakiegoś powodu wynajduje inną kombinację, atrakcyjniejszą cenowo, jednak niedostępną dla konkurencji. Jeśli jesteś przewrażliwiony na punkcie ceny - być może świadomość jej rozstrzału na poziomie blisko 10% może Cię doprowadzić do szału. Czasami może jednak lepiej kupić coś po akceptowalnym przez Ciebie koszcie i odciąć się od internetu. Tak, aby nie kusiło sprawdzenie czy przypadkiem ceny nie uległy gdzieś zmianie?

niedziela, 23 czerwca 2019

Pomyślcie o lotach open-jaw


Loty open-jaw (lub często określane jako multicity) to - w sposób ogólnikowy - odstępstwo od standardowego powrotnego rejsu A-B-A. Można je podzielić na trzy typy:
  • destination open-jaw - gdy powrót następuje z innego lotniska na którym pierwotnie się wylądowało
  • origin open-jaw - gdy powrót następuje z tego samego lotniska, jednak w miejsce inne, z którego się podróż zaczynało
  • double open-jaw - pozornie wygląda jakby to były dwa niezależne od siebie odcinki

Spora część kombinujących podróżników z pewnością stosowała coś takiego na pokładach przewoźników nisko-kosztowych. Nie rozróżniają oni cenowo podróży jednoodcinkowych i powrotnych - cena ostateczna jest sumą cen za oba loty. Tak więc szukaliśmy, ponieważ dzień operacji nam nie pasował, a bo to godzina lotu lub cena była nieodpowiednia. W ten sposób półtora roku temu polecieliśmy na weekend do Izraela. W sobotę z rana start z Chopina do Ejlatu (Wizz Air), w niedzielę wieczorem powrót z Ejlatu do Modlina - przykład origin open-jaw.

Na szczęście ostatnio coraz łatwiej jest podróżować w ten sposób również u przewoźników sieciowych. Część z nich zaczyna bowiem cywilizować ceny lotów w jedną stronę, dzięki czemu suma cen obu również staje się akceptowalna.

Skorzystałem w ten sposób przy okazji podróży na konferencję Frontcon w Rydze. Gdy nie było różnicy cenowej, pracodawca nie robił mi problemu abym kupił bilety z Warszawy do Rygi i z Tallinna do Warszawy. Była to bowiem moja trzecia wizyta na Łotwie i większą wartość miał pokonferencyjny weekend spędzony w Estonii. Dolot airBaltic załatwiłem sobie oczywiście we własnym zakresie :-)

Open-jaw swoją wartość ujawniają jednak przede wszystkim przy dłuższych wyprawach. Gdy lecieliśmy na ponad dwa tygodnie do Wietnamu, zakładaliśmy zwiedzenie kraju wzdłuż i wszerz*. Początkowo braliśmy pod uwagę opcję Air China do Hanoi. Okazało się jednak że dolot do Hanoi i powrót z Ho Chi Minh jest dokładnie w takiej samej cenie, co bilety powrotne. Dla nas open-jaw stał się więc oszczędnością czasu i kosztów, ponieważ nie musieliśmy już załatwiać powrotu do Hanoi. Warto dodać, że mogłoby to oznaczać odcinek około 1000 kilometrów.

Wygląda na to, że Air China regularnie włącza w swoje promocje opcje open-jaw. Ostatnio zastanawialiśmy się bowiem nad Koreą Południową. W tej samej cenie mogliśmy lecieć na Jeju, albo wylądować w Seulu i z Jeju wracać.

Silna siatka linii to jedno. Jednak prawdziwa moc open-jaw ujawnia się przy ogólnoświatowych aliansach. Planując zrąb podróży do Ameryki Południowej mieliśmy sporą zagwozdkę z hopką przez ocean. A bo nie znamy za bardzo krajów, bo czas pobytu na miejscu jest długi, bo będziemy wracali z zupełnie innego miejsca na kontynencie itp. Zakładaliśmy więc, że będziemy musieli kupić dwa pojedyncze bilety i albo przełknąć gorzką pigułkę ogromnej ceny, albo kombinować z charterami, lub z lotami powrotnymi, w których na drugi etap po prostu się nie stawimy.

Niespodzianka, okazało się bowiem, że byliśmy w stanie znaleźć przystępną cenę za rejs z Warszawy do Bogoty, powrót natomiast zorganizować z Buenos Aires do Wrocławia lub Rzeszowa. Żeby już bezpośrednio z lotniska, z plecakami wejść do rodzinnych domów gotowych na święta :-)

Wyszukiwarka google znalazła nam połączenie do Ameryki Południowej na pokładzie Air Canada przez Toronto. Powrót natomiast był łączony - przez São Paulo i Monachium. Z czego pierwszy odcinek na pokładzie LATAM, następne dwa natomiast u Lufthansy.


Przykładowa trasa wraz z cenami do Ameryki Południowej

Warto zwrócić uwagę na fakt, że same linie lotnicze czasami nie wyszukują najlepszych dla nas połączeń. W przypadku powyżej trzeba by było skontaktować się z przewoźnikiem, lub skorzystać z usług pośrednika. Wszystko jednak powinno być zorganizowane na jednym bilecie, przesiadki pomiędzy operatorami powinny zatem być gwarantowane.

Oczywiście żeby nie być gołosłownym, poniżej zamieszczam przykładowe ceny lotów powrotnych z Warszawy do Bogoty w tych samych terminach co open-jaw.

Przykładowe ceny z Warszawy do Bogoty

Na obrazku powyżej może się wydawać, że moja teoria upadła. Bilety Air Canada kosztują nieco powyżej czterech tysięcy. Turkish jest jeszcze tańszy, chociaż konieczność ponad-dobowej przesiadki w Stambule, lub jakiejkolwiek w Hawanie w mojej opinii kasuje te opcje.

Jednak całość wraca do normy sprawdzając drugi odcinek - z Buenos Aires do Wrocławia. Tutaj ceny są spore. Po pierwsze że sama Argentyna potrafi być droga, po drugie że powrót mamy na lotnisko lokalne, ze względnie niewielką konkurencją.

Przykładowe ceny lotów z Wrocławia do Buenos Aires


Nie będę potwierdzał obrazkami, jednak wspomnę, że bilety kupowane osobno nadal są drogie. W tych samych terminach Air Canada chce za odcinek z Warszawy do Bogoty 3251 złotych. Natomiast za powrót z Buenos Aires do Wrocławia, Lufthansa życzy sobie 6668 złotych.

* Ostatecznie okazało się, że plan zwiedzania Wietnamu wzdłuż i wszerz to nie był najlepszy pomysł. Gdy zaczęliśmy studiować kraj, napotkaliśmy ogrom miejsc do odwiedzenia. Przy posiadanych 16 dniach okazało się, że musieliśmy wycinać nawet najważniejsze atrakcje, jak trekking i ogromne jaskinie w środkowej części kraju. Dziś jednym tchem jesteśmy w stanie wymienić nowe atrakcje, które spokojnie wypełniłyby kolejne 16 dni na miejscu. Zaczęliśmy więc się zastanawiać, czy być może nie lepiej by było jednak wracać z Hanoi, ale dzięki temu kompleksowo zwiedzić północną i północne regiony środkowej części kraju.

środa, 19 czerwca 2019

Loty po Ameryce Południowej

TL;DR Loty wewnętrzne w większości krajów Ameryki Południowej są tanie - w niektórych zaczynają się poniżej stu złotych. Połączenia pomiędzy krajami Ameryki Południowej najczęściej kosztują powyżej tysiąca złotych w jedną stronę. Poza wyjątkami (Kolumbia - Ekwador, Peru - Boliwia i Peru - Chile - Argentyna) trzeba kombinować z odcinkami autobusowymi pomiędzy bliskimi lotniskami w obu krajach.


Planując podróż po Ameryce Południowej nie można pominąć odcinków lotniczych. Większa część Kolumbii leży na półkuli północnej. Ushuaia, miasto na południowym kraniuszku Patagonii, znajduje się natomiast na 54. stopniu szerokości geograficznej południowej. Obrazowo, jakby z nieco powyżej północnych rubieży Madagaskaru zmierzać aż do Gdyni. Daleko, nie?

Tłumacząc dalej na nasze, europejskie, wątek oparłby się o wejście na strony kilku linii lotniczych i rozpoznanie się w cenach. By się oparł gdyby nie to, że jedziemy w zupełnie inny świat, gdzie wielu rzeczy trzeba się uczyć od nowa. Niestety, tak też było w przypadku podróży lotniczych, gdzie ceny biletów w jedną stronę mogłyby śmiało konkurować z cenami powrotnych hopek przez ocean. Bloker? Bardziej wyzwanie, kubek kawy, dwa dni siedzenia przy komputerze i rozkładanie tematu na części pierwsze.

Loty krajowe po Ameryce Południowej

Większość rejsów po Ameryce Południowej odbywa się wewnątrz własnych krajów. Koszty takich lotów są bardzo akceptowalne. Przykładowo wewnątrz stosunkowo niewielkiej Boliwii można polecieć od 200 złotych. Strzał przez połowę długiego Peru lub Chile może się zamknąć w stówce za ofertę podstawową w jedną stronę.

Loty międzynarodowe po Ameryce Południowej

Niestety dużo gorzej wygląda oferowanie na połączeniach międzynarodowych, gdzie ruch odbywa się głównie pomiędzy stolicami poszczególnych krajów. Wprawdzie rozbudowany system przesiadek oferuje np. linia LATAM, jednak jej ceny częstokroć są z kosmosu.

Przykładowo szukam lotu z Limy do La Paz w Boliwii. Rejs bezpośredni kosztuje 654 złotych. Natomiast z zapewnioną godzinną przesiadką w Cuzco - 489 złotych.

Ceny lotów na trasie Lima - La Paz

Jeszcze większym absurdem jest przykład połączenia z Limy do Buenos Aires. Loty bezpośrednie nie schodzą poniżej 2500. LATAM za 1677 złotych oferuje połączenie realizowane trzema odcinkami. Oczywiście dusza poszukiwacza podkusiła mnie, aby sprawdzić ceny poszczególnych odcinków. Może uda się to skleić taniej wykorzystując niedługi postój? Efekt poszukiwań:
  • Cena LATAM na trasie Lima - Buenos Aires (pierwszy start: 1329 - ostatnie lądowanie: 0755) z dwoma zapewnionymi przesiadkami w São Paulo i Asunción w Paragwaju: 1677 złotych w jedną stronę
  • Ceny poszczególnych odcinków wyżej wymienionej trasy:
    • 1329 - 2030 Lima - São Paulo: 3915 złotych (za 1841 COPA poleci przez Panamę a w podobnej cenie Avianca bezpośrednio)
    • 2235 - 0045 São Paulo - Asunción: 2817 złotych (za 1972 Avianca poleci przez... Limę)
    • 0600 - 0755 Asunción - Buenos Aires: 502 złote (kilka złotych można urwać lecąc bezpośrednio Amaszonas del Paraguay)

Ceny lotów na trasie Lima - Buenos Aires

Początki ruchu nisko-kosztowego

Na szczęście na rynku międzynarodowym pojawiają się pierwsi przewoźnicy nisko-kosztowi. Przykładem są:
  • JetSmart - lata w Chile, Peru i Argentynie, oferując połączenia z Santiago de Chile do Arequipy, Buenos Aires i Limy
  • SKY airline - lata w Chile i Peru, oferując połączenia z Santiago do Buenos Aires, Mendozy, Limy, São Paulo i Rio de Janeiro, jak też z Limy do São Paulo i Rio de Janeiro
  • Wingo - lata w Kolumbii, oferując połączenia z Bogoty do kilku miast (także wyspiarskich) Ameryki Środkowej, Caracas oraz Quito
Przeszukując ich oferty warto przynajmniej raz dotrzeć do niemal końca procesu rezerwacji. Cena na listingu może bowiem być oznaczona jako 3 dolary za odcinek, jednak już po kliknięciu na wybrany rejs w koszyku pojawia się wartość $11,83. Gdy przejdziemy krok dalej okazuje się, że w tej cenie mamy tylko bilet i tzw. personal item, o ograniczeniach której nie wspomina się na stronie przewoźnika ani słowa. Kolejna taryfa - droższa o $22 - pozwala zabrać na pokład tzw. carry on bag (w zależności od źródła o wymiarach 24x35x45/55cm i do 20kg), bagaż nadawany do luku, oraz wybrać miejsce w samolocie.

Różnica w cenie lotów bez podatków i z podatkami w SKY airline

Kwestia bagażu może być bardzo istotna w zależności od planowanego odcinka. Jeśli bowiem mamy możliwość zostawienia części bagażu w miejscu do którego po kilku dniach wrócimy (tzw. mała lokalna baza), można rozważyć opcję LATAM. Linia ta w podobnej cenie z podatkami pozwala zabrać plecak do 10kg i o wymiarach 25x35x55cm. Natomiast gdy chcecie podróżować np. na południe kontynentu, pakiet duży bagaż podręczny + namiot i ekwipunek do luku bagażowego będzie dla Was opcją lepszą.

Wyjątki w wysokich cenach

Co ciekawe, wysokie ceny połączeń międzynarodowych nie są regułą łamaną przez pojedyncze linie.
Przykładowo LATAM z Limy do La Paz bezpośrednio poleci już za 650 złotych. Z krótką przesiadką w Cuzco za 485. Natomiast bezpośrednio z Cuzco już za 286 złotych. Najpewniej jest to efektem bezpośredniej konkurencji ze strony linii Amaszonas, która w podobnej cenie wlicza dwudziestokilogramowy bagaż nadawany.

Ceny lotów na trasie Cuzco - La Paz

Kolejnym przykładem jest miasto Calama. Choć większość lotów z Limy do Chile (z wyłączeniem Santiago de Chile) kosztuje solidnie powyżej tysiaka, LATAM z Limy do Calamy lata za 305 złotych (z dwoma przesiadkami), a w niektóre dni bezpośrednio - za 272 złote.

Wyszukiwarki tanich biletów lotniczych

Wyjątki te znalazłem wertując wyszukiwarkę Google. Jedną z jej mocnych funkcjonalności jest możliwość wpisania lotniska startowego i kraju do którego chce się dostać - np. z Limy do Ekwadoru. W ten sposób wyświetli się mapa z zaznaczonymi lotniskami w danym kraju, jak też cenami na wskazany dzień.

Przykłady cen lotów na trasie z Limy do Ekwadoru - wyszukiwarka flights.google.com

Niestety, wyszukiwarka Google nie obejmuje wszystkich linii lotniczych. Przykładem może być wspomniany przeze mnie wyżej JetSmart. Do niedawna jej oferty nie były widoczne w wynikach a aktualnie wyświetlają się z zaskakującym logotypem BH. Drugim przykładem jest, również wspomniany wyżej - Wingo. Jest to stosunkowo niewielki przewoźnik, który zastąpił kolumbijski oddział Copa. Odkrycie tej linii dość mocno urządza nas na trasie z Kolumbii do Ekwadoru. Niemniej o jej istnieniu i cenach dowiedziałem się dopiero dzięki Skyscanner. Dlatego moja rada - sprawdzajcie zarówno mechanizm Google, Skyscanner, jak też inne znane Wam wyszukiwarki.

Alternatywa do lotów pomiędzy krajami Ameryki Południowej

No dobrze, a co jeśli się po prostu nie da? W takiej sytuacji trzeba myśleć o podróżach autobusowych. W tym przypadku posługiwałem się wyszukiwarką Rome2Rio. Warto jednak pamiętać, że lokalny transport najlepiej sprzedaje się w okienkach. Dlatego, być może, na miejscu zorientujecie się, że opcji transportowych pomiędzy miastami jest więcej, niż mówił o tym internet :-) Poniżej wymienię kilka przykładowych sposobów/tras na przekroczenie granicy w Ameryce Południowej.

Przykładowo z La Paz do Chile będzie trzeba się przemęczyć 8-10 godzinnym kursem. Bilet startuje od $12, niemniej trasa do Arica ma 500 kilometrów i w jej trakcie trzeba pokonać 3 tysiące metrów w górę i niemal 7 tysięcy metrów w dół.

Pamiętając o stosunkowo tanich lotach krajowych, można rozważyć parę lotnisk położonych jak najbliżej po obu stronach interesującej nas granicy. Przykładem może być droga z Ekwadoru do Peru. Opcją jest dolot z Quito do miasta Santa Rosa, które znajduje się 45 kilometrów od dużego przejścia w Huaquillas. 21 kilometrów dalej, już po stronie peruwiańskiej, znajduje się lotnisko Tumbes, z którego kilkoma rejsami dziennie można się dostać do Limy.

Granicę pomiędzy Chile a Argentyną można natomiast przeskoczyć w Patagonii. Bardzo popularnym miejscem kilkudniowych trekkingów jest bowiem Torres del Paine. Od strony Chilijskiej najłatwiej się tam dostać stosunkowo tanim lotem ze stolicy do Punta Arenas, a następnie 302 kilometrowy odcinek pokonuje się autobusem. W drodze powrotnej warto rozważyć dojazd do El Calafate w Argentynie. Trasę o długości 212 kilometrów pokonuje się pięciogodzinnym kursem autobusowym, włączając w to formalności graniczne. El Calafate posiada natomiast regularne - znów akceptowalne cenowo - połączenia z Buenos Aires, jak też Ushuaią na południowym krańcu kontynentu.

Najciekawszym przykładem jest natomiast jedna z największych atrakcji na kontynencie - wodospady Iguazu. Znajdują się one na pograniczu trzech państw, gdzie każde z nich ma swoje miasto (ich centra są oddalone od siebie o kilkanaście kilometrów) i każde z nich ma swoje lotnisko:
  • Po stronie argentyńskiej Iguazú (IGR) - loty do Buenos Aires poniżej stówki
  •  Po stronie brazylijskiej Foz do Iguaçu (IGU) - loty do São Paulo i Rio de Janeiro od 370 złotych
  • Po stronie paragwajskiej Ciudad del Este (AGT) - loty do Asunción od 415 złotych - trzeba szukać na Skyscanner, ponieważ wyszukiwarka Google nie znajduje nic 
Ameryka południowa jest ogromnym kontynentem, gdzie odległości pomiędzy bliskimi miastami idą w setki kilometrów. Niestety nie zawsze, gdzie byłoby to wskazane, dostępne są loty w atrakcyjnych cenach. Dlatego zwiedzanie kontynentu warto podzielić na krajowe etapy i do planu podróży mocno włączyć komponent autobusowy.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Regenesis

Witajcie po przerwie. Albo raczej powinienem to ująć - po zmartwychwstaniu. Długo tu nie zaglądałem, ponieważ - nie ukrywam - wcale nie miałem takiej potrzeby. Taka kolej rzeczy, gdy zainteresowania zaczynają ewoluować w inną stronę, albo najzwyczajniej brakuje ochoty do pisania. Nie że przestałem podróżować! Chociaż fakt, ostatnio jest tego mniej ilościowo, natomiast bardziej kalorycznie pod względem treści. Jednak większość organizacji zaczęła ogarniać Dorota, ja natomiast skupiłem się na dokumentowaniu. Na pisanie już zwyczajowo zabrakło czasu.

Ostatnie półtora roku poświęciłem bowiem karierze zawodowej. Nic nadzwyczajnego, byłem jedynym programistą odpowiedzialnym za startującą aplikację. Dużo rzeczy na głowie, ale jednocześnie świetna okazja na podszkolenie się w wielu zagadnieniach. To było jak tworzenie własnego świata, od pierwszej linii kodu po decyzje w którą stronę ma ewoluować. No i jakoś tak wciągnęło.

Niestety, urokiem startupów jest ogromna zmienność środowiska naturalnego. I tak oto z przyczyn od nas niezależnych zamrożono nam finanse, oraz wręczono wypowiedzenia. Brzmi niemiło, ale po kilku godzinach rozmów z Dorotą postanowiliśmy wykorzystać tą sytuację i… jedziemy w świat!

Wróciłem do pisania bloga ponieważ jestem już na bezrobociu. Poświęcam go na przygotowania do eskapady. Chętnie podzielę się z Wami tą historią, jak też wrażeniami z wyjazdu. Newsy bieżące będziemy umieszczać też w jakimś innym miejscu (jeszcze nie zdecydowaliśmy Instagram, osobny blog czy coś podobnego) - tak aby znajomi i rodzina mieli stały dostęp do informacji. Poinformuję i Was, gdy podejmiemy decyzję co to będzie.

W chwili obecnej jestem też w trakcie odkurzania Tambylstwa. Niedługo powinienem podpiąć nową, aktualną mapę wyjazdów. Być może pokuszę się o jakiś krótki opis ostatnich wyjazdów. Dalszych planów, póki co, brak.

Jak już dotarliście do do tego miejsca, to uchylę nieco rąbka tajemnicy. Serce oczywiście ciągnie do Azji. Jednak bardziej z rozsądku postanowiliśmy wybrać Amerykę Południową. Dostanie się tam jest bowiem pewnym wyzwaniem - bilety są drogie a leci się długo. Raczej nie jest to opcja na trzytygodniowy urlop. Dlatego chcemy ją odwiedzić porządnie za pierwszym razem. Liczymy, że na miejscu będziemy do pięciu miesięcy. O ile ceny biletów pozwolą, chcielibyśmy zacząć od północnych rubieży kontynentu i w ramach zbliżania się europejskiej zimy, kierować na południe. Chcemy dotrzeć aż do Patagonii. Potem możemy już wracać na święta do kraju. Zapraszam zatem do relacji na żywo z najlepszego okresu mojego dotychczasowego życia :-)

poniedziałek, 23 października 2017

Wszystko zgodnie z planem, czyli krajówki znikające z rozkładu Ryanair

Jest październik, kończymy letnio-wakacyjny sezon lotniczy, czas na zmiany w rozkładach. To naturalna kolej rzeczy w tym biznesie i każdy fan podróży śledzi informacje jakie połączenia będą otwarte na miesiące ciepłe a jakie na miesiące zimowe. Niestety oprócz kierunków stricte wakacyjnych, na naszym poletku znikają również połączenia krajowe - z Gdańska i Wrocławia na Lotnisko Chopina w Warszawie. Tak, temat który dość cyklicznie wraca na moim blogu.

Obserwuję go sobie bowiem od samego początku a przez ostatnie dwa lata jest mi on szczególnie bliski. Ze sporą regularnością korzystam (w zasadzie to już należy użyć czasu przeszłego) z udogodnienia połączeń na Lotnisko Chopina zamiast na Modlin, oraz bliskości do lokalnych portów lotniczych mojej aktualnej bazy, oraz mieszkania we Wrocławiu. Z Dorotą kilkukrotnie lecieliśmy też do Gdańska, oraz przy okazji uruchomienia Szczecina, trzymaliśmy kciuki za podobny ruch w kwestii Rzeszowa. Miło było, ale się skończyło.

Ryanair dość gwałtownie podniósł bowiem larum, że od sezonu wakacyjnego jego samoloty zaczęto stawiać na dalekiej płycie cargo - pomiędzy progami pasów 29 i 33. Rzeczywiście, było dla mnie sporym zaskoczeniem, gdy pierwszy raz jechaliśmy - jak to część współpasażerów określała - na zadupie. Niemniej niewiele mnie to zdziwiło, ponieważ Lotnisko Chopina tego lata naprawdę przeszło spore oblężenie. Widać to było choćby po bramkach 33-35 terminala z których następuje boarding na loty Ryanair. W trakcie wakacji w tych podziemnych lochach zaczęli się bowiem pojawiać także pasażerowie PLL Lot na kursy do Rzeszowa, Budapesztu i in.

Ryanair jednak zaczął kręcić nosem, że tak dalekie stanowiska mocno wydłużają im turnaround, sypią rozkład itd. Odbierałem ten argument jako szukanie dziury w całym. Czasami na płycie tej widuje się bowiem maszyny Wizz Air, czy przewoźników czarterowych. I temu pierwszemu zwłaszcza, nie przeszkadza to w tworzeniu normalnego rozkładu rotacji dla bodaj siedmiu zbazowanych maszyn.

Po kilku dniach grożenia, że połączenia krajowe zostaną skasowane od wiosny 2018, lub przeniesione do Modlina (ciężka sprawa, gdy port przy aktualnej wydajności już zaczyna się zapychać), nastąpił ruch nieco zaskakujący. Przewoźnik postanowił bowiem całkowicie zrezygnować z połączeń z Lotniska Chopina do Gdańska i Wrocławia już od sezonu zimowego. Zaskakujący, ponieważ groźby zawieszenia od wiosny dobrze wpasowywały się w koniec półtorarocznego programu zniżek udzielanych przez Chopina za uruchomienie nowych tras. Dodam bowiem, że w tym całym zamieszaniu jakoś nie było mowy o kasowaniu rozkładu do Szczecina, który ruszył jakoś wiosną 2017 roku.

Przewoźnik postanowił jednak zmienić tłumaczenie i Gdańsk z Wrocławiem wrzucić do wielkiego wora pod hasłem zwijamy skalę, bo mamy problem z punktualnością. Chodzi o te sławetne kasowanie szeregu rejsów, które - co dość szybko wyszło na jaw - stało się efektem sporych problemów kadrowych linii. Szczerze, tej historii także jakoś nie kupuję z kilku powodów. Tzn. za tłumaczeniem przewoźnika przemawia fakt dość ciężkiego charakteru umowy pomiędzy firmą a jej pracownikami. Otóż w zależności od potrzeby, mogą oni być w bardzo szybki sposób relokowani do pracy w innych krajach. Własne mieszkanie, rodzina i stabilność w jednym mieście? Nope, nie w tym biznesie. Ryanair zostawił sobie bowiem furtkę, gdzie w sposób błyskawiczny może przerzucać samoloty i obsługę w dowolne miejsce na świecie.

Tylko nie pasuje mi jedna rzecz. Trzy dzienne rotacje na trasie z Wrocławia do Warszawy nie są jedynymi kursami wykonywanymi przez daną maszynę. Rano leci ona bowiem do Warszawy, potem np. do Glasgow, potem znów robi popołudniową Warszawę, aby na sam koniec polecieć gdzieś na zachód kontynentu. Przy rezygnacji ze stolicy, maszyna po prostu będzie długo stała we Wrocławiu. A ponieważ w rozkładzie są dziury, rejsy do wspomnianego Glasgow i tego drugiego zachodniego kierunku muszą być obsługiwane przez dwie osobne załogi - tak, jak w przypadku obecności Chopina w rozkładzie. Czyli linia nie będzie w stanie zrobić relokacji pracowników, aby uzupełnić braki w innych bazach.

Na pewien trop naprowadził mnie natomiast serwis Aviation Analytics, który przyjrzał się ostatnim cięciom w siatce Ryanair. Konkluzja była taka, że tylko dwie z czterdziestu sześciu zawieszanych tras przynosiły linii zyski. Każde miejsce na locie z Gdańska / Wrocławia do Warszawy kosztowało linię od czterech do czternastu Euro.

Szczerze powiedziawszy, uruchomienie krajówek już na etapie Modlina uznawałem za działanie bardziej marketingowe, niż nastawione na zysk. No bo jak można zarabiać wyprzedając większość siedzeń za 9 złotych? Wprawdzie Chopin ostatnio podrożał i najtańsze bilety (do Wrocławia) były po 21 złotych, w zasadzie z wykluczeniem lotów około-weekendowych. Niemniej nadal nie były to kwoty pozwalające na zarobek. I mamy powtórzenie schematu: rozwój bazy, uruchomienie tanich i stosunkowo częstych krajówek, intensywny marketing i zwijanie połączeń. Historia pokazuje, że tak samo było w krajach bogatszych i o kulturze częstszego latania. Moje koronne przykłady: Girona / Alicante / Santander / Walencja - Madryt, Dublin - Cork, Bergamo - Ciampino, Beauvais - Marsylia, Schonefeld - Hahn / Weeze / Brema / Kolonia. Wszystkie te krajówki operowały na nawet bardzo częstych rotacjach, po czym zostały zamknięte.

Przyznam się szczerze, że w pewnym momencie regularnego korzystania z krótkich hopek, miałem nadzieję na rozkręcenie się tej oferty. No bo pojawił się Szczecin, powiększano liczbę rejsów z Gdańska do Krakowa i Wrocławia. Liczyłem jednak bardziej na pójście po rozum do głowy PLL Lot, który zareaguje na konkurencję obniżaniem cen swoich biletów. Nic mniej mylnego. Ceny może już nie są tak zaporowe jak kiedyś - zwłaszcza przy dużo wcześniejszym bookingu - jednak nadal oscylują w wartości niewiele poniżej 100 złotych za odcinek. Zdecydowanie za dużo jeśli mówimy o weekendowym wypadzie do drugiego domu. Pewne opracowania pokazały bowiem, że obłożenie narodowego praktycznie nie uległo zmianie, czyli Ryanair utworzył całkowicie nową grupę odbiorców.

Po cichu mam nadzieję, że do grupy tej uśmiechnie się np. Wizz Air. Przewoźnik ten już w zeszłym roku zapowiadał, że wchodzi w etap zastanawiania się nad krajówkami w Polsce. Wtedy pozostało już niewielkie pole do działań, ponieważ potencjalne najciekawsze trasy zostały już zajęte przez Ryanair. Ale teraz przy posiadaniu silnych baz w Warszawie, Gdańsku czy Katowicach rynek na działanie produktowo-marketingowe się jakby powiększył. Coś może być na rzeczy, ponieważ Wizz lata już dwa razy dziennie w Rumunii na trasie Bukareszt - Cluj-Napoca, oraz ostatnio uruchomił kilka krótkich kursów w naszej części kontynentu - niekoniecznie związanych z ruchem robotniczym. Przykładowo Warszawa - Wilno / Bratysława, Gdańsk - Wilno, Budapeszt - Berlin / Cluj-Napoca / Sarajewo / Pristina / Sofia, Bratysława - Cluj-Napoca / Tuzla / Skopje, Kijów - Wilno / Ryga. Czas pokaże.